Nasz przewodnik

Parada pałaców i kościołów

Dmytro Antoniuk 

(Fragment z mego przewodnika “Cztery weekendy samochodowe na żytomierszczyźnie”, ukazującego się drukiem w wydawnictwie «Грані Т»).

 

Dzisiaj możemy się rozluźnić i się wyspać, ponieważ wszystkie osiem wsi, do których mamy dotrzeć w ciągu dnia, znajdują się blisko siebie, otóż bez pośpiechu, robiąc krótkie pikniki, możemy spokojnie wszystko obejrzeć. Tylko Brówki Pierwsze leżą w innej stronie. Mamy tam jechać trasą na Rużyn i już po 19 kilometrach zobaczymy we wsi pałac wuja Maksyma Rylskiego (poety i autora tłumaczenia na język ukraiński „Pana Tadeusza” – red.). Jest to kolejne widmo architektoniczne, o którym zapomniały przewodniki oraz informatory. Los pałacu jest niemalże taki sam, jak jego „brata” w Rohaczach – do niedawna była tu szkoła, potem została przeniesiona do innego pomieszczenia i odtąd budowla niszczeje. Przy czym niszczeje w bardzo szybkim tempie. Sądząc z rozebranej części ściany od tylnej strony budowli, ktoś, wykorzystując zabytek architektury, zadecydował o uzupełnieniu własnych zapasów cegły...

Jak pisze Roman Aftanazy, pałac został zbudowany w 1826 roku przez Antoniego Rylskiego lub też jego syna Dionizego. Ten, chociaż był kuzynem Tadeusza Rylskiego (ojca Maksyma) nie chciał go znać, ponieważ właściciel Romanówki zrzekł się swych polskich korzeni, chodził w haftowanej koszuli i rozmawiał wyłącznie po ukraińsku.

Nieliczne, zachowane w archiwach fotografie komnat pałacowych świadczą o tym, że był tu kiedyś parkiet, dębowe drzwi i meble w stylu Louis Fililippa. Ściany zdobiły malowidła. Wedle wspomnień Antoniego Urbańskiego, gościom Rylskich pokazywano szafę, wyrzeźbioną w stylu gdańskim przez Bronisława Raciborowskiego – ojca ostatniej właścicielki majątku. Właśnie w niej urodził się Zbigniew ścibór-Rylski – lotnik, a później – partyzant i przewodnik 50. Pułku Piechoty Armii Krajowej. On brał też udział w Powstaniu Warszawskim. Po obu stronach pałacu były oficyny, połączone z nim murem z kolumnami. Zostały zniszczone w 1918 roku.

Obejrzawszy pałac, wracamy do Andruszówki, a z niej wyjeżdżamy na szosę żytomierz-Popielnia. Już na zakręcie jesteśmy w Wolicy (dawna Wolica zarubiniecka). Jeżeli będziemy jechali po prawej stronie, do centrum wsi, to za jakąś mało wyraźną budowlą w stylu sowieckim zobaczymy skromny, ale sympatyczny pałacyk rodziny Raciborowskich z połowy wieku XIX. Obecnie w nim jest szkoła i właśnie o nią należy pytać – nikt tu nawet nie słyszał o żadnym pałacu.

Osiem kilometrów od Wolicy, w kierunku Popielni, skręcamy w lewo – na Jaropowice. Droga jest wybrukowana, ale mniej więcej w normalnym stanie.

Warto jedynie odnaleźć staw i park i można uważać, że jakaś „pańska” budowla też ma się tam znaleźć. Rzeczywiście, te punkty orientacyjne w centrum wsi doprowadzą nas do drewnianego dworku z połowy wieku XIX. Co może się mieścić w nie zburzonej starej budowli, otoczonej przez park i wodę? Wiadomo – szkoła.

W drodze powrotnej zatrzymujemy się obok hangaru traktorów. Nie, nas nie obchodzi rdzawa technika rolnicza. Przez podwórze hangaru droga prowadzi do opisanego w latopisie grodziska księcia Jaropołka. Samochód pozostawiamy przy drodze, ponieważ przejechanie przez to błoto nie jest możliwe. Oczekuje na nas jedno z najbardziej czarujących miejsc nie tylko na całej trasie, ale w całej żytomierszczyźnie. Po jakichś dwustu metrach od „biura” traktorzystów oczom otwiera się panorama pagórków, na których szumią sosny na wietrze, a pod nimi, na dole, błyszczy wielkie jezioro. Po przeciwnej stronie jest półwysep – to właśnie jest grodzisko księcia Jaropołka. Ma ono prawidłowe, z pewnością sztucznie usypane, brzegi. Mało tego, że są dość wysokie, to nad samą wodą można prześledzić drugą linię obrony. Co prawda, nie bardzo się da zrozumieć, czemu niektórzy datują grodzisko na XI wiek. Gdyby należało do Jaropołka, syna Swiatosława, poprzednika Włodzimierza Wielkiego na stolicy kijowskiej, to miałoby o sto lat więcej. Gdyby nim władał Jaropołk, syn Włodzimierza Monomacha, to należałoby go datować na następny wiek XII. Jednak, to już sprawa dla historyków i archeologów (m.in. tu prowadzili wykopaliska Francuzi), my zaś po prostu urządzimy sobie piknik na malowniczych brzegach rzeki.

Pozachwycawszy się dowoli pięknem natury i zabytków historycznych, ruszamy do następnego punktu – Chodorkowa. Mamy tu pozostałości po zespole pałacowym Radziwiłłów i świdzińskich z pierwszej połowy XIX wieku. Do naszych czasów przetrwała brama główna, budowle gospodarcze i basen fontanny, obok której są fundamenty pańskiego pałacu z piwnicami, w których miejscowy chłop przechowuje zboże. Uwaga! Jest zupełnie niegościnny! W drodze do dawnej rezydencji trzeba skręcić w lewo, a jeśli się przejedzie przez wieś dalej, to po prawej stronie będzie stara piętrowa budowla. Prawdopodobnie, są to pozostałości po klasztorze kapucynów fundacji Kajetana Radziszewskiego.

Wracamy na trasę żytomierz-Popielnia, aby dotrzeć do Iwnicy. Wieś leży po prawej stronie szosy. Prowadzi do niej droga z płyt i asfaltu.

Iwnica – to dawny majątek kasztelana Jana Antoniego Czarneckiego, który w końcu XVIII wieku wybudował tu wielki zespół pałacowo-parkowy w stylu baroku. Rezydencja, ozdobiona kolumnami i ryzalitami z pilastrami, została rozebrana po rewolucji. Wtedy też została utracona biblioteka z 30 tys. tomów następnego właściciela Iwnicy, bankiera warszawskiego Jana Józefa Szoduara. Kiedyś w Iwnicy była jedna z najlepszych kolekcji numizmatycznych, zebrana przez jego syna Stanisława. Interesował się on również znaleziskami archeologicznymi z północnego brzegu Morza Czarnego. Stanisław Szoduar, jeszcze za życia, sprzedał do Anglii część swoich zbiorów, reszta zaś trafiła do muzeów rosyjskich. Tereszczenkowie, jak wiadomo, z wielką troską traktowali wszystko, co miało wartość artystyczną, nabyli, więc majątek iwnicki od Szoduarów na początku XX wieku.

Zachował się tu park z 801 drzew, mających ponad dwieście lat. Przy wejściu do niego na podróżników czekają uszkodzone, ale jeszcze bardzo ładne kolumny bramy wjazdowej. Po prawej stronie jest budowla gospodarcza majątku o ciekawej architekturze, z wieżyczką. Obok niej – pozostałości po jednej z czterech wież, które niegdyś stały w rogach majątku. Ruiny kolejnej są po przeciwnej stronie, obok stawu. Choć wszystko tu wymownie świadczy o zniszczeniu i dewastacji, a jednak po Iwnicy pozostaje miłe wrażenie – tu jest, na co popatrzeć.

Znów wracamy na trasę żytomierz-Popielnia i następna wieś (Stała Kotłownia) też jest dla nas obiektem wielkiego zainteresowania. Po niej będą też Iwanków i Leszczyn, położone jedna obok drugiej, otóż mamy swego rodzaju paradę pałaców i kościołów.




Wróć do strony głównej